Zapewne każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu miał zatarg z nauczycielem.
Ja swój osobisty miałam dokładnie dwa dni temu. Choć w moim przypadku nie był to nauczyciel, a pedagog szkolny.
♣ Powód.
Otóż stałam - jak zawsze przed angielskim - przy mojej wychowawczyni, rozmawiając o wszystkim co nawinęło mi się na język.
Od razu uprzedzę, jestem dość specyficzną osobą. Zwłaszcza w kwestii ubioru. Choć noszę się w; zakolanówkach, rajstopo-podwiązkach, spódniczkach- To nie uważam, że robię coś źle. Bo jak osoba w moim wieku ma wyzywać ubiorem? Meh! Ale nie o to chodzi w całej sytuacji, nie.
Otóż pedagog zaczęła zarzucać mi, że mój ubiór jest nieodpowiedni i nie jest schludny. A czy schludność nie polega na tym, że ubranie ma być czyste i przede wszystkim nie jest podarte?
♣ Skutek.
Po odbytej rozmowie na korytarzu i paru pytań z mojej strony zostałam "zaproszona" do sali w której mają swoją "siedzibę". Wciąż nachalnie próbowały mi wmówić, że mój ubiór jest wyzywający. W pewnym momencie pedagog zaczęła na mnie krzyczeć... Cóż, nie pamiętam by nauczyciel mógł krzyczeć.
♣ Wniosek.
Do prawa ucznia nikt się nie stosuje, a my (osoby uczęszczające do wszelakich szkół) jesteśmy zdemoralizowanymi bachorami bez planów na przyszłość i jakichkolwiek szans na nią.
♣ Wniosek.
Do prawa ucznia nikt się nie stosuje, a my (osoby uczęszczające do wszelakich szkół) jesteśmy zdemoralizowanymi bachorami bez planów na przyszłość i jakichkolwiek szans na nią.